Wywiad przeprowadzony z ks. Stefanem Wyleżałkiem
na temat męskości.
A.K.: Jakie cechy uważa Ksiądz za typowo męskie? Które z nich są szczególnie przydatne i widoczne w kapłańskim życiu?
Ks. S. W.: Mężczyzna rzadko kiedy zastanawia się nad cechami typowo męskimi. On po prostu je ma (lub powinien mieć). Dostrzega je w sobie dopiero w kontekście płci przeciwnej, kiedy nie potrafi jej zrozumieć. Najprostszym sprawdzianem tych słów jest fakt, że mężczyzna może robić wiele rzeczy ale jedną po drugiej (koncentruje się zawsze na jednej sprawie – rzeczy w danym momencie). Kobieta potrafi robić kilka, a czasami kilkanaście rzeczy na raz. Do najważniejszych cech typowo męskich zaliczyłbym: honor, odpowiedzialność, opiekuńczość, rozsądek, zdecydowanie, pracowitość, szczerość, przejrzystość emocji, punktualność, własne zdanie na temat, dobra orientacja w terenie oraz na pewno wiele innych. Czy każdy mężczyzna posiada je wszystkie? Na pewno nie. Każdy mężczyzna będzie jednak posiadał jedyna i niepowtarzalną kombinację tych cech. W kapłańskim życiu, myślę że wszystkie te cechy są bardzo przydatne, ale czy są widoczne? Na to pytanie łatwiej jest odpowiedzieć wiernym.
A.K.: Miewa Ksiądz czasem wrażenie, że kapłaństwo trochę ogranicza męskość, coś odbiera? Sprawia, że mężczyzna staje się zniewieściały? A może ma Ksiądz zupełnie przeciwne doświadczenia?
Ks. S. W.: Kapłaństwo niczego mężczyźnie nie odbiera i to z kilku powodów. Jest to dar powołania, który mężczyzna przyjmuje dobrowolnie. Dobrowolność przyjęcia daru wiąże się z świadomą rezygnacją z pewnych wartości (np. własna rodzina), ale to nie jest ograniczenie, lub pozbawienie czegoś, tylko wybór. Brak własnej rodziny tym bardziej powinien mobilizować kapłana by (jako ojciec) wszystkich parafian traktował jak własną rodzinę. Posługa kapłana może sprawiać wrażenie, że nie dostrzegamy w nim cech typowo męskich. Może to być wynikiem zniewieścienia, albo też problemu naszego postrzegania – skłaniam się ku temu drugiemu. Proste przykłady: Rzadko kiedy widzimy kapłana przy pracy fizycznej, a kiedy już mamy okazję zobaczyć, to jest niezła sensacja. Kiedy ksiądz jedzie po swojej parafii na rowerze w kasku, stroju sportowym, w okularach jak wielu rowerzystów, nikt z parafian go nie rozpoznaje.
A.K.: Jak, jako kapłan przeżywa Ksiądz ojcostwo? Łatwo jest rozwijać w sobie to powołanie, wpisane w każde męskie serce, gdy jest się księdzem?
Ks. S. W.: Ojcostwo wpisane jest w kapłaństwo. Bez niego byłoby zmarnowane. Z ludzi wzięty dla ludzi (kapłan) jest ustanowiony (por. Hbr 5,1). Oprócz własnego uświęcenia zadaniem kapłana jest uświęcanie oraz troska w sferze duchowej, intelektualnej, a nawet materialnej o tych wszystkich, którzy zostali mu powierzeni. Za to jest odpowiedzialny przed Kościołem i Bogiem. Czy jest to łatwe? Odpowiem nietypowo – tak łatwe lub trudne jak dla ojca rodziny który ma ośmioro lub dziesięcioro dzieci.
A.K.: Wolałby Ksiądz czasem, żeby w Kościele, w grupach parafialnych, było więcej mężczyzn a mniej kobiet, najlepiej wcale ? Rodzą się takie myśli, że z mężczyznami byłoby prościej się dogadać, nie byłoby tylu niepotrzebnych i niezrozumiałych problemów…? Jak Ksiądz sobie radzi, gdy przychodzi pracować z kobietami? Szczególnie po opuszczeniu bardzo męskiego świata, jakim było Seminarium …
Ks. S. W.: Pytanie jest dość wielowątkowe, a dla mnie nawet sugestywne. Cieszyłbym się bardzo gdyby w grupach parafialnych angażowało się więcej mężczyzn, co nie oznacza że ma być mniej kobiet lub nie ma być ich wcale. Owszem wielu twierdzi dowcipnie, że Kościół Rzymsko-katolicki staje się kościołem żeńsko-katolickim. Być może kobiety angażują się chętniej i gorliwiej dlatego, że zawsze czuły większą odpowiedzialność za dom (jego prowadzenie, wychowanie dzieci, pomoc w nauce) niż mężczyzna, który czując się odpowiedzialny za najbliższych pracował by rodzinę utrzymać. Warto by mężczyźni poczuli swoje miejsce w Kościele i oprócz swoich pasji (a każdy facet powinien mieć swoje hobby) jako życiową „pasję” potraktowali swoje zaangażowanie w własny rozwój duchowy i życie parafii. Na tej bazie dopiero można mówić o dogadywaniu się w grupach, wspólnym rozwiązywaniu problemów, podejmowaniu działań itd. Jest ponoć prawdą, że mężczyźni dogadują się lepiej i szybciej, ale nie oznacza to, że z kobietami dogadać się nie da. Problem dla mnie tkwi w tym, że wszyscy musimy nauczyć się wsłuchiwać w drugiego człowieka. Wsłuchiwanie się i wysiłek zrozumienia drugiego jest fundament dialogu, który pozwala grupom zarówno męskim jak i żeńskim sprawnie funkcjonować i działać.
A.K.: Dlaczego mężczyznom tak trudno jest się zaangażować w życie parafialne, we wspólnoty? Jest tam zbyt spokojnie, nudno, za mało do zrobienia…?
Ks. S. W.: Też się nad tym zastanawiam, dlaczego tak jest, i nie znajduję prostej odpowiedzi. Wielu mężczyzn mówi: „nie będę się wychylać, ja jestem skromnym człowiekiem nie znam się na teologii, nie mam czasu bo … długo codziennie pracuję, mam hobby” itp. Być może to jest powodem braku chęci, sił i czasu do zaangażowania się w parafii. Być może owe „pudełko nicości” (swój świat gdzie nikt nie ma wstępu), które każdy facet chce mieć dla siebie i tylko dla siebie. A być może kryzys ojcostwa, z którym mężczyźni nie zawsze potrafią sobie poradzić. Sama diagnoza, nawet profesjonalna, nie rozwiąże tego problemu. Mężczyźni! W Kościele z waszą pomocą i zaangażowaniem można wiele ciekawych rzeczy zrobić. Potrzeba tylko chęci i decyzji woli. Czy będzie „zbyt spokojnie” lub burzliwie, „nudno” czy ciekawie, „za mało do zrobienia” bądź do zrobienia będzie bardzo dużo zależy tylko od nas – prawdziwych mężczyzn.
Ksiądz Stefan opowiada
o swoim powołaniu
do kapłaństwa
Droga każdego powołania jest bardzo indywidualna i niepowtarzalna. Jak to było w moim życiu? Przez dwa lata myśl o powołaniu kapłańskim gościła w mojej głowie coraz częściej. Jednak dla pewności, że to nie jest chwilowe zauroczenie albo zwykły kaprys marzeń, próbowałem ją skutecznie zagłuszyć. Skutki jednak były bardzo mizerne, a matura zbliżała się wielkimi krokami. Zacząłem świadomie szukać jakiegoś znaku potwierdzenia, aprobaty ale tego nie da się wymusić ani przywołać na zawołanie. Czas płynął nieubłaganie a w głowie i w sercu toczyła się walka.
W jeden z kwietniowych - bodajże - wieczorów przybył do naszej parafii biskup Herbert Bednorz, by poświęcić pamiątkową tablicę ku czci i pamięci proboszcza z czasów wojny Ks. Pawła Drozdka, który zginął w więzieniu w Magdeburgu. Po uroczystości plenerowej poświęcenia tablicy w szpalerze odprowadzaliśmy biskupa na probostwo jako służba liturgiczna. Kiedy biskup przechodził obok nas dziękując za udział u ceremonii, nagle przystanął i z zaskoczenia zadał mi pytanie czy nie chcę wstąpić do naszego seminarium. Zaskoczony wymijająco odpowiedziałem, że jeszcze czeka mnie matura, ale serce poczuło, że właśnie otrzymałem znak i to jednoznaczny.
Potem był okres sześciu lat seminarium, kiedy człowiek na kolanach miał czas wszystko przemyśleć, a właściwie ciągle zachwycam się tym darem, ciągle zastanawiam się, co zrobić, żeby z tego daru niczego nie uronić, nie zmarnować.
Im dłużej posługuję jako kapłan, tym jeszcze bardziej w moim powołaniu odkrywam tajemnicę Eucharystii, którą sprawuję, a która jest największym skarbem człowieka. Jak wszechmocną otrzymałem władzę, skoro na słowa Chrystusa mogę Go uobecniać na ołtarzu. Podobnie jest ze Słowem Bożym, które otwiera przede mną swoje niezgłębione i nieskończone bogactwo. Cały trud to wprowadzić je w dzisiejsze współczesne życie, przede wszystkim własne a potem innych. A jak Chrystus dalej poprowadzi w kapłaństwie? O to pytam Go każdego dnia w modlitwie.